wtorek, 9 lipca 2013

Opowiadanie # 1 : Konwalia

Zaledwie kilka lat temu ulicami Barcelony spacerowała para młodych ludzi. Byli na wakacjach, więc wszystko wydawało im się podwójnie piękne. Beztroska, promienie słońca, nieznane zaułki, mnóstwo wolnego czasu, feria zapachów i smaków. Był wieczór a miasto zamiast milknąć stawało się coraz głośniejsze. Odgłosy samochodów, roześmianych dzieci i tirlających turystów ustąpiły miejsca ulicznym artystom, przyjaciołom szykującym się do zabawy, ludziom celebrującym hiszpańskie smakołyki w wypełnionych po brzegi restauracjach. Barcelona pulsowała radością i energią, w powietrzu czuło się rozgrzaną słońcem ekscytację.
Zadowolona para zatrzymała się za rogiem aby posłuchać lokalnego muzyka. Melodia rozbrzmiewała coraz weselej porywając do tańca zapatrzonych w siebie zakochanych działających pod wpływem wypełniającego ich szczęścia. Stojąca obok dziewczyna marzyła o tym samym. Chciała aby jej chłopak, z którym spędzała urlop złapał ją za rękę i zaprosił do tańca nie zważając na ludzi wokół. Młoda radosna Konwalia uświadomiła sobie, że Barcelona to za mało. Ona chciała tańczyć, chciała być sobą, dzielić się swoją energią i entuzjazmem. Była w jednym z piękniejszych miast na świecie jednak z nieodpowiednim chłopakiem. Borsuk nie pozwalał sobie na spontaniczność, trzymał się sztywno wytyczonych zasad tracąc przez to całe mnóstwo magicznych momentów, sprawiających, że życie jest wspaniałe.
Wieczór się skończył, ona z uczuciem niedosytu starała się wyszukać inne powody do zadowolenia tak jak to miała w zwyczaju. Wrócili do domu, życie toczyło się według normalnego schematu jednak zwątpienie w sercu Konwalii nie znikało. Z dnia na dzień dostrzegała coraz więcej sytuacji, w których nie była sobą. Powoli więdła. Borsuk nie potrzebował zwiędniętego kwiatka dlatego kilka miesięcy później każde poszło swoją drogą. Być może niespodziewanie lub zgodnie z prawem natury Konwalia zamiast zwiędnąć odzyskała dawny wigor i zaczęła powoli rozkwitać. Zapomniała o Borsuku, zdobyła nowe doświadczenia, dokonała wielu wyborów, które zebrane razem poniosły ją do wibrującego Londynu.

W noc świętojańską szli objęci brzegiem Tamizy, zachwyceni niecodziennym słońcem, rześkim, pachnącym powietrzem a przede wszystkim swoim towarzystwem. Weszli na most i nie patrząc na nic zaczęli tańczyć w rytm grającego saksofonu. Jego dźwięk zatrzymywał niektórych ludzi, inni w pośpiechu zmierzali do swojego celu a Konwalia i Kos śmiali się i tańczyli łapiąc każdą minutę tego pięknego wieczoru. Przypomniała sobie o dawnym marzeniu i poczuła, że jest najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Właściwie mogliby być wszędzie ponieważ miejsce nie miało znaczenia, liczył się prosty spontaniczny gest jej chłopaka. Gest mężczyzny, który nie przejmując się niczym postanowił podzielić się swoim szczęściem i zaprosić Konwalię do tańca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz