sobota, 31 maja 2025

Do Bydgoszczy będę jeździł! lub o kiełbasie wyborczej z przymrużeniem oka.

 Kto z nas nie pamięta tego kultowego tekstu z filmu "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Wcale się nie dziwię, bo z Bydgoszczy przywieźliśmy rewelacyjną, prawdziwą kiełbasę bez konserwantów oraz pyszne wędliny. Chętnie bym po nie wróciła. Po majówkowych rozczarowaniach kiełbasą z grilla, postanowiłam, że prędko kiełbasy nie zjem. Mimo, że nie były z sieciowego sklepu to jedna smakowała jak parówka a druga była bez smaku. I tak człowiek robi zakupy w nadziei, że zje coś dobrego, a tu takie rozczarowanie. Przecież pieczonej kiełbasy się nie odniesie.

Tymczasem kiełbasa z Bydgoszczy, kupiona w małym sklepie garmażeryjnym, była taka jakiej się spodziewaliśmy, z kawałków prawdziwego mięsa, smaczna, bez chemii.  I na taką kiełbasę mogłabym postawić, oddać swój głos w rankingu. Tymczasem z każdej strony każą nam wybierać mniejsze zło. A ja tak nie chcę, chcę głosować na najwyższą jakość i na to, na czym mi zależy. I nie jest to ani zmielona z budą kiełbasa, która kiedyś nazywała się śląska, ani też bezsmakowa kiełbasa bez nazwy. Wolę nie jeść wcale i wcale nie głosować. Ktoś się może śmiać, że myślę o tym co jem, lecz czy jesteśmy świnią, żeby jeść wszystko co ktoś nam wrzuci do koryta? Wystawią Ci parówkę i pasztetową do wyścigu  i każą wybierać co lepsze. Nie ma mowy, jedno i drugie mi nie służy. Wolałabym żeby reprezentowała mnie luksusowa szynka. Żeby nie było, czasami jem parówkę i pasztetową też bym zjadła. Natomiast jak już kupuję to takie ze 100% mięsa, bez cukru i chemii. A tu? Skąd mam wiedzieć co jest w środku? Niespójny, chorągiewkowy salceson i szemrana, rozmemłana metka. Ach te mięsne wybory...

Wracając do przyjemności, Bydgoszcz nas zachwyciła. Byliśmy tam przejazdem w czasie pandemii lecz wówczas, nie było mowy o oglądaniu. Ledwo znaleźliśmy miejsce z jedzeniem na wynos. Drugi raz byłam z koleżanką, ale wtedy skupiałam się bardziej na rozmowach, poza tym akurat się rozchorowałam, więc nie byłam w formie na eksplorowanie miasta. A teraz, w połowie maja, w wyjątkowo ładny weekend, Mąż zabrał mnie do Bydgoszczy a konkretnie do bydgoskiej opery. Nigdy wcześniej nie byłam w operze i od paru lat myślałam by się wybrać, więc Mąż wspaniałomyślnie zrobił mi taki prezent urodzinowy.  

Jak już robić coś pierwszy raz to tam, gdzie jest dobra jakość, to moja filozofia. Opera Nova jest niedawno wybudowanym, ciekawie zaprojektowanym budynkiem, z pięknym, przestronnym wnętrzem, bardzo dobrą akustyką. Przyjemnie było tam pójść. Opera (Mąż wybrał Fausta) również zrobiła na nas wrażenie i chętnie wybierzemy się na następną. Jednak muzyka klasyczna i orkiestra na żywo to zupełnie inny wymiar doznań.

Sobotę spędziliśmy na zupełnym luzie, Nocowaliśmy w malutkim apartamencie przy ulicy Gdańskiej. Blisko do centrum, blisko do wielu pięknych kawiarni. Jedną, o nazwie "Fanaberia", z niesamowitym ogrodem, przemiłą obsługą i klimatycznym wnętrzem, mieliśmy w tym samym podwórzu, w którym mieścił się nasz 'hotel".  

Ogród Fanaberii 

Mąż przyniósł rano kawę z kawiarni, więc dzień zaczął się idealnie. Kolejno, poszliśmy na śniadanie do "Pomorskiej 15" - artystyczne miejsce z obrazami, kwiatami w wazonach i bardzo smacznymi bajglami.  

Wszędzie kwiaty i obrazy - Pomorska 15

A no tak, przed jedzeniem kupiliśmy słynną kiełbasę, w sklepiku umieszczonym tuż przy naszej bramie.  Niespiesznie obejrzeliśmy meble w sklepie z antykami, połaziliśmy bez konkretnego celu oglądając miasto by następnie wylądować na drugiej kawie w Fanaberii i drzemce po pysznym cieście, jakie tam serwują.

Pyszna kawa i ciasto w Fanaberii 

Rzutem na taśmę (bo na 16 też można prawie zaspać ;)) spotkaliśmy się z koleżanką, która pokazała nam Bydgoszcz z trochę innej strony.  Świeciło słońce, było dużo ludzi, lecz nie dzikie tłumy, przyjemna atmosfera weekendowego luzu. Spodobała nam się architektura, klimatyczne kamienice z pięknymi fasadami, trochę industrialnych budynków, gdzieniegdzie małe domki jeszcze z wcześniejszych czasów. Całość tworzy ciekawy krajobraz. 
Wieczorem podążając za instynktem i nosem, który wychwycił ładny zapach, trafiliśmy na azjatyckie jedzenie do New China Town. I znowu pozytywne wrażenia. Pyszne jedzenie, bardzo miła obsługa i taki klimat spokoju, którego chce się doświadczać w restauracji. Miejsce godne uwagi. Pierwotna wizja zakładała, że pójdziemy jeszcze do klubu, lecz z pełnymi brzuchami zalegliśmy na sofie i bez wyrzutów sumienia zakończyliśmy ten przemiły dzień. 
W niedzielę zdążyłam jeszcze odkryć przepiękny park i ciekawy zaułek ze sztuką, dosłownie 100 metrów od nas. 

Dużo w tym prawdy.

Po śniadaniu ruszyliśmy do domu, wypoczęci i zadowoleni. Po prawie dwóch miesiącach intensywnej pracy i natłoku spraw, bardzo potrzebowałam oderwać się od rzeczywistości. Takie weekendowe wypady niesamowicie  ładują baterie. 

Takie cuda w parku.

Teraz też ładuję baterię opalając nogi w ogrodzie i pisząc te wspominki. Udało mi się nawet zapomnieć o jutrzejszych, nieszczęsnych wyborach bez wyboru i naczyniach w zlewie. Swoją drogą, ostatni dzień maja jest pierwszym dniem, w którym odważyłam się ubrać krótkie spodenki i klapki. Cóż to był za zimny maj. To chyba te nasze niezliczone eko-podatki i zakrętki przyczepione na stałe do butelek powstrzymały globalne ocieplenie ;)  



środa, 7 maja 2025

Sponsorem dzisiejszego odcinka jest litera Z jak zmiana.


Jesteśmy już w maju, piątym miesiącu roku, w poniedziałek był piąty dzień miesiąca, same piątki. Ja też według numerologii jestem piątką. Nie oznaczało to samych piątek w szkole, chociaż wiele ich dostawiałam, zwłaszcza w podstawówce. Byłam dosyć pilną uczennicą, z silnym poczuciem obowiązku i autorytetu, lecz jednocześnie nie byłam kujonem i jak klasa uciekała z lekcji to ja byłam pierwsza. Mam w głowie taką scenę: wracam z wagarów, zadowolona macham mojej mamie, która akurat wyszła na balkon, a mama ze srogą miną grozi palcem. Mama pracowała w szkole, w której się uczyłam, więc nauczycielki zdążyły jej przekazać co jej córka wyprawia. Wiadomo, że wagary nie są godne pochwały lecz z drugiej strony po to jest dzieciństwo żeby próbować i psocić. Do dzisiaj nie rozumiem dzieci, które wtedy zostały na lekcji i nie uciekły z większością. Jednak moje poczucie obowiązku nie było na tyle silne, by wygrać z chęcią przynależności do grupy oraz z uczuciem ekscytacji na myśl o przygodzie. Przygody uwielbiam do dziś i w życiu na wsi trochę mi ich brakuje, szczególnie ostatnio, zasiedziałam się za bardzo.

Wracając do piątki, kto interesuje się numerologią ten wie, że piątka oznacza zmianę. Moje drugie imię to zmiana i Ci, którzy zdążyli mnie lepiej poznać z pewnością wiedzą, że stagnacja na dłuższą metę mnie dobija i odbiera motywację. Nowości z kolei dodają mi energii i nakręcają do działania. To cud, że w obecnej pracy jestem już ponad trzy lata, trzy lata mieszkamy też na naszej wsi. Piątkowa wibracja zaczyna już swoje oddziaływanie i woła do zmian, oczywiście nie w zakresie zmiany domu a zajęcia. (Chociaż gdybym miała teraz zbędny milion lub dwa to pewnie i dom bym zmieniła, marzy mi się jeszcze więcej przestrzeni i widok na morze.)

                                   

Rok 2025, jak być może czytaliście, jest numerem 9, oznaczającym zakończenie. Jest rokiem, w którym zamykają się sprawy, kończą relacje, niekorzystne układy, jest czasem domknięcia rozdziałów, przejścia przez drzwi z napisem "koniec". Tym bardziej czuję, że maj będzie rewolucyjny, zakończy pewien rozdział a rozpocznie nowy.

Jestem bardzo wdzięczna za zmiany, jakie od kwietnia nastąpiły w mojej pracy. Nie pamiętam, czy miałam okazję o tym wspomnieć, prawdopodobnie nie. W poprzednim miesiącu dostałam zupełnie nowe obowiązki i nagle z pracy "lekkiej, łatwej i przyjemnej" wylądowałam z zadaniami, skomplikowanymi, wymagającymi i do tego nudnymi. Korpo zawsze wie jak zmotywować pracownika, dlatego potrojenie ilości pracy powiązane było z jednoczesnym obniżeniem pensji. Taki peszek, że obecnie nie przysługuje mi już dodatek językowy, bo nie pracuję po niemiecku a jedynie po angielsku. W dzisiejszych czasach zakłada się, że angielski zna każdy. W każdym razie kwiecień był dobijający, stąd też zaledwie jeden wpis na blogu.  Zmęczenie, irytacja i bunt niezadowolonej dziewczynki sprawiły, że doznałam oświecenia. Zaczęłam myśleć o całej sytuacji i uznałam, że to znak z góry. Taki kopniak od wszechświata, który ma sprawić, że podejmę pewne decyzje. Oprócz beznadziejnej pracy podesłał jeszcze wiadomość o dotacjach do własnej działalności, które obecnie wystartowały. To razem spowodowało, że zaczęłam działać.

Majówkę oprócz przyjemności użyłam na wyszukiwanie informacji i tworzenie biznesplanu oraz wstępnych kosztów remontu. Z Mężem od dawna polujemy na pewien budynek pod kawiarnię, więc trzeba było obliczyć czy nasza wiza ma sens. Piąty dzień maja był przełomowym momentem. Pojechałam do urzędów dowiedzieć się o różne kwestie związane z inwestycją, a wieczorem spotkałam się ze znajmomym w sprawie zmiany pracy. Uznałam, że to koniec siedzenia z założonymi rękami, czas działać na wielu frontach. Nie od dzisiaj wiadomo, że kilka źródeł dochodu jest lepsze niż jedno. Będę rozkręcać kawiarnię i pracować w innymi miejscu jednocześnie lecz swoich zasadach. Do tego tworzę treści na moich profilach społecznościowych. (Zapraszam na Youtube i Instagram na @biegajacapopolach oraz na Instagram na profile @borntowearchanel i @cafenaluzie.conceptstore). Oczywiście nie oznacza to, że złożyłam wypowiedzenie, zdecydowałam się na zmianę a reszta to sprawy techniczne, same się ułożą. Takie to następują przewroty a wraz z nimi ekscytacja i zastrzyk pozytywnej energii. Dzieje się, znowu się dzieje! Za długo nudzić się nie lubię.


Jeśli również czujecie, że macie przeogromną chęć na zmiany, ale nadal boicie się podjąć decyzję i zrobić pierwszy krok, to pamiętajcie, że teraz jest ku temu najbardziej sprzyjający czas. Nie pisz czarnych scenariuszy tylko zaufaj, że ze wszystkim sobie poradzisz. Tak jak w przeszłości, zawsze nadchodzą zmiany, nowości i zawsze jakoś sobie z tym radzimy, dodatkowo bogacąc się o doświadczenia. Jak to Mąż 
słusznie zauważył, czas i tak mija, więc czy to zrobisz czy nie to czas minie. Jeśli nie zrobisz, to za parę lat będzesz wypominać sobie "a mogłam działać". Działam więc z wiarą, że wszechświat mi sprzyja. Wy też w to uwierzcie i weźcie sprawy w swoje ręce.