poniedziałek, 25 lutego 2013

Kamiński. Wyprawa na biegun

W sobotę wsiadłyśmy do pociągu, moja siostra, dwie ogromne walizki, całkiem spora torba i ja. Dwie przesiadki oraz pięćdziesiąt minut marznięcia na dworcu później zostałyśmy szczęśliwie odebrane przez mojego współlokatora. Czekając przyglądałyśmy się ludziom wypatrując siwego mężczyzny z wąsami, który wyglądałby na Polaka. Woking to spore miasto więc przez dworzec przechodzi duża ilość ludzi, która stała się ciekawą grupą badawczą. Przypomnijmy, jest koniec lutego, parę dni temu wiosna zapuściła żurawia, ale przekonując się, że na nią jeszcze nie pora zaszyła się gdzieś daleko, zostawiając zadowoloną z siebie zimę w spokoju. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ zahartowana ludność brytyjska nie zawraca sobie głowy pogodą i niezależnie od temperatury ubiera to na co danego dnia ma ochotę. I tak przewinęły się wiosenne płaszcze, zimowe kożuchy, cieniutkie rajstopy, szaliki, odsłaniające sine nogi spodnie za kolano, kozaki do kolan i pantofelki a także japonki zestawione z legginsami i skórzaną kurtką. Skostniałyśmy jeszcze bardziej. Japonki versus 4 stopnie Celsjusza.

Nowe lokum to nie typowy angielski dom jakiego się spodziewałam a w miarę nowe mieszkanie w ceglanym trzypiętrowym bloku. Jest duży salon, ładna kuchnia i przyjemna łazienka a do tego trzy przestronne pokoje. Wszystkie krany są nowego typu więc nareszcie można połączyć zimny i gorący strumień. Na dodatek nie ma elektrycznego bojlera w łazience tylko cieplutka woda od pierwszej do ostatniej kropli. Koniec z angielską tradycją!
Ale gdzie jest haczyk? Oprócz wszystkich plusów jest też mróz. Takie małe niedociągnięcie, jeden schłodzony minus żebym pamiętała po której stronie kanału La Manche żyję. Mieszkanie ma starodawne elektryczne grzejniki, które uruchamiają się tylko o bliżej nieokreślonych godzinach, ale na pewno nie wcześniej niż rano. Zimno. Pewnie gdybym od dzieciństwa mieszkała w takich warunkach to dzisiaj nosiłabym klapki havaianas przez cały rok. Latem słoneczno żółte, zimą niebieskie albo śnieżnobiałe, wiosną zielone w kwiatki a jesienią pomarańczowe w liście ;) Oddawać moje ocieplane kozaki!

Rozpakowałam rzeczy, poukładałam wszystko i od razu zrobiło się jakoś przytulniej. Mi też przydałoby się przytulenie, chociażby do kaloryfera. Sine usta, czerwony nos, lodowate ręce. Gorący prysznic pomógł tylko na chwilę więc poszłam spać. Przejęty współlokator dał mi dwie poduszki, ręcznik i kurtkę podszytą owcą. Stworzyłam następującą kanapkę. Warstwa dolna: łóżko, prześcieradło, trzy poduszki, ręcznik. Warstwa górna: kołdra we flanelowej pościeli, koc, kurtka na nogach. A w środku ja, księżniczka na ziarnku grochu, w wełnianych skarpetkach, flanelowej piżamie, długim pluszowym szlafroku, kapturem naciągniętym na całą twarz i rękami w kieszeniach szlafroka. Poczułam się jak Kamiński zdobywający biegun. Nie pamiętam kiedy ostatni raz spałam w takiej otoczce. Chyba w Boliwii, kiedy na wysokości czterech tysięcy metrów w środku pustyni nocowaliśmy w betonowych, nie ogrzewanych nigdy niczym barakach. Nie trzeba być na biegunie ani na pustyni, wystarczy przyjechać do Anglii.

Nad ranem włączył się grzejnik i nastała wiosna ;)

2 komentarze:

  1. haha estem pewein że Pan z wąsem dosknale wie kiedy uruchamiają sie jego grzejniki. Pewnie w nocy jak jest prąd tańszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Okazało się że nad ranem, później grzeją cały dzień ale z każdą godziną słabiej. Na szczęście w pokoju jest coraz cieplej ale pierwsza noc była koszmarna.

    OdpowiedzUsuń