Jak zwykle mnóstwo się dzieje! Te ostatnie dwa tygodnie były jak przejście tornada, które wciąga w wir zadań i nie pozwala się wydostać. Codziennie było coś do zrobienia: wyjazd do Szczecina, goście, warsztaty, fryzjer, zajęcia z malarstwa, a dodatkowo mega sympatyczne spotkanie opłatkowe organizowane przez panią sołtys. Ogrom atrakcji i wrażeń! Po drodze znalazłam konkurs na reportaż i właśnie jestem w trakcie pisania na temat warsztatów, w których uczestniczyłam. Nie chciałam robić tu kolejnej przerwy dlatego w międzyczasie postanowiłam podzielić się krótkim postem.
W tym całym zawirowaniu największą frajdą i atrakcją jest nowy mieszkaniec ulicy Polnej – nasz nowy domownik. Znalazłam w internecie ogłoszenie, że do oddania jest dwumiesięczny szczeniak, prosto od matki. Tak nam wpadł w oko, że postanowiliśmy z Mężem go wziąć. Już od dawna rozmawialiśmy o psie, Mężowi zależało, żeby go mieć. Ja byłam czasami na tak, czasami na nie, czasami myślałam bardziej o kocie. Co kilka miesięcy, po tych naszych rozmowach, z ciekawości przeglądałam ogłoszenia, lecz nigdy nie było pociągnięcia tematu. Aż jakimś trafem, niespodziewanie tak jak mają w zwyczaju pojawiać się tornada, trafił się ten psiak. Pierwszego grudnia pojechaliśmy do Torunia i przywieźliśmy pieska, odmieniając całkiem dynamikę naszego domostwa. Na razie, głównie przez dodatkowe aktywności w kalendarzu, ten pierwszy tydzień był sporym wyzwaniem. Wszystko ładnie posprzątane w domu, już pod kątem świąt, a tu wpada ten stworek i robi demolkę. Gryzie liście, zostawia ślady tam, gdzie mu się podoba, łącznie z czystą szybą, po dwóch dniach wskakuje już na sofę, gryzie kapcie, skarpetki i stopy. Nasze rytuały poszły w odstawkę, zwłaszcza moje poranne, spokojne picie kawy z książką w ręku. Pierwszą czynnością po wstaniu jest teraz obsługa psiaka. W pewnym momencie nawet zwątpiłam, czy to był dobry pomysł, że dobrowolnie do poukładanego życia dołożyliśmy sobie takiego kreatora chaosu. Oczywiście była to tylko chwilowa myśl, bo nasz Yogi szybko się uczy i z każdym dniem jest coraz grzeczniejszy, a my zaprzyjaźniamy się z nim a przy okazji z mopem.
Pomijając te tymczasowe zawirowania i konieczność tworzenia nowego planu (zbytnia rutyna rozleniwia, więc dobrze, gdy pojawia się przyczyna do zmian) obydwoje cieszymy się z naszego nowego domownika. We troje jest jeszcze bardziej wesoło.
![]() |
Yogi |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz