sobota, 30 listopada 2024

Filozoficzne rozważania jesienne na temat sensu życia.

Dzisiaj trochę na temat sensu życia. Wielu go poszukuje, a nieliczni odnaleźli. Są ludzie, którzy nie zagłębiają się w filozofowanie, oraz tacy, którzy nieustannie rozmyślają nad tym, po co tu jesteśmy i jaki to wszystko ma sens. Ci pierwsi dryfują przez życie: od pracy do domu, od poranka do nocy, adaptują się do warunków i tak sobie żyją. Jakby trochę zaprogramowani, lecz z pewnością zadowoleni, bo podobno im mniej człowiek analizuje, tym jest szczęśliwszy. Drudzy też żyją od poranka do nocy, przecież dobę każdy ma taką samą, lecz pomiędzy tym ciągle filozofują, szukają wytłumaczenia na to, co się wydarza, zastanawiają się, po co to wszystko, czemu tu jesteśmy, czemu ma to służyć. Czasami szukają szczęścia i sensu na zewnątrz, wypróbowując różne sposoby na poczucie szczęścia albo po prostu znajdują sobie jakąś odskocznię, która dostarcza im emocji i zagłusza egzystencjalne pytania. Innym razem decydują się na szukanie wewnątrz siebie. Nie ma jednej słusznej drogi – ile osób, tyle potrzeb i jeszcze więcej rozwiązań.

Ja raczej należałam do grupy analizującej. Zadawałam sobie wiele pytań, by nadać znaczenie i sens temu, co mnie spotyka. Zastanawiałam się często i gęsto, czemu coś się wydarzyło albo jak to zrobić, żeby odnaleźć szczęście. Teraz już mi przeszło i nie analizuję tak dużo jak wcześniej. Zaryzykuję i napiszę, że prawie porzuciłam analizowanie. Nie szukam już odpowiedzi na pytania: „Po co mi się to przydarzyło? Czemu mnie to spotkało?” Jeszcze niekiedy przyjdą mi one do głowy, staram się wówczas nie przechwytywać takiej myśli, a puścić ją wolno, bez rozkminiania. Fakt, że mam wspaniałe życie  i raczej mało przytrafia mi się historii, w których te pytania byłyby uzasadnione, no ale wiadomo, od czasu do czasu wszyscy się z czymś borykamy. Ciężko nawet stwierdzić skąd taka zmiana, podejrzewam, że to dzięki stabilizacji jaka nastała w moim życiu a może to kwestia zaufania, że cokolwiek się wydarza jest na moją korzyść. Na tym etapie skłonna jestem zaakceptować stwierdzenie, że w życiu nie ma jakiejś specjalnej filozofii, nie ma wyższego celu, jakim jest, dajmy na to, pójście do nieba. Nie neguję tego, po prostu przestałam się nad tym zastanawiać. Uznaję, że życie po prostu jest naszym udziałem, tyle lub aż tyle. Prawda jest taka, że sensu życia nikt w sposób niepodważalny i jedyny słuszny nie odnalazł. Każdy sam ma za zadanie odnaleźć swój własny sens istnienia, jeśli oczywiście ma taką potrzebę. 


Nawłoć
Brązowe nawłocie na tle błękitnego nieba.

Skoro życie nie ma specjalnej filozofii to co tu ze sobą robić? Jak żyć tak bez sensu? Czy można w ogóle być szczęśliwym niezależnie od powodu naszej egzystencji na Ziemi? Na te i inne pytania nikt wam nie odpowie, moi mili :D W poszukiwaniu szczęścia w tym bezsensie można podróżować, odkrywać, doświadczać coraz to nowych rzeczy, można też zwyczajnie siedzieć na ławce i obserwować niebo lub wykonywać swoje proste powtarzające się zadania. Każda z tych ścieżek jest życiem, jest pięknem, jest sensowna. Niejednokrotnie tego nie dostrzegamy, porównujemy się do znajomych, rówieśników, sąsiadów lub,  co gorsza przypadkowych ludzi z  mediów. I tak patrzymy na życie innych, myślimy być może, że nasze jest jakieś szare, lub nawet kolorowe ale bez fajerwerków, jakieś takie zwyczajne, bez wzniosłych ochów i achów. I zaczynamy szukać czegoś więcej, rozglądać się, podglądać czyjeś marzenia, i znowu wraca pytanie o głębszy sens, o jakiś sekret życia, zaczyna się szukanie czegoś więcej.

Z moich obserwacji, a raczej, z mojego doświadczenia wynika, że nie znajdziemy ani głębszego sensu ani długotrwałego szczęścia, jeśli nie zaczniemy od siebie. Od siebie, czyli od sposobu, w jaki postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość, od okularów, jakie nosimy na codzień. Niezależnie od tego, czy masz plusy, czy minusy, możesz dokonać wyboru i włożyć na nos okulary uważności i wdzięczności. Według mnie szczęście i sens życia to dostrzeganie tego, co wokół nas, przez pryzmat wdzięczności. To docenianie piękna i wyjątkowości w codzienności, to czerpanie radości z bieżącej chwili, zatrzymanie się w uważności. Aktualną codziennością może być kilkudniowa wyprawa górska w odległym Nepalu lub sadzenie cebul tulipanów w przydomowym ogródku. Niezależnie od tego, jak wygląda na danym etapie nasza rzeczywistość, nie odczujemy szczęścia, jeśli nie docenimy tego co właśnie mamy i czego doświadczamy. Bo co nam z tego, że wspinamy się na szczyt, zdobywając swój upragniony cel, a myślami jesteśmy już przy planowaniu następnego, zamiast czerpać radość z drogi? Co nam z ogrodu jeśli narzekamy, że trzeba pielić chwasty, albo myślami jesteśmy na plaży z palmami. Nigdy nie jesteśmy w danej, bieżącej chwili lecz gdzieś tam, kiedyś, gdzie będzie lepiej, piękniej czy bardziej bogato. Piszę to jako osoba, która doświadczyła i jednego, i drugiego, jako ktoś, kto kocha podróże i odwiedził wiele miejsc, lecz potrafi też cieszyć się z lata spędzonego na miejscu,w domu, na wsi. Jako osoba, która wszystkie pieniądze mogła wydawać na wyjazdy i jako ta, która, liczyła pieniądze, żeby dotrwać do końca miesiąca. W każdej tych sytuacji szukam tego co dobre i tego co piękne.

Doceniając to, co jest teraz, poczujemy radość i zadowolenie. Chodzi po prostu o wdzięczność - tak mało, a tak dużo jednocześnie. Wdzięczność za drobne i oczywiste rzeczy, za to, co jest naszym udziałem w danej chwili, nie wczoraj albo jutro.
Robię listy wdzięczności od wielu lat, jednak dzięki wyprowadzce na wieś, pierwszemu roku w spartańskich warunkach, jeszcze bardziej doceniam to, co obecnie mam. Chociażby sprzęty domowe - nową pralkę, zmywarkę, lodówkę, podręczny odkurzacz. Możliwość kąpieli pod prysznicem, ciepło i przyjemny zapach w domu. Co? Być wdzięcznym za takie oczywistości, w czasach powszechnego dobrobytu? Dokładnie tak. Doceniając to, co mamy teraz, to co wokół, wywołujemy w sobie uczucie szczęścia i zadowolenia. A z tym uczuciem otwieramy się na coraz więcej szczęścia. Nie możesz dostać pałacu, jeśli nie jesteś wdzięczny za to, że teraz masz dach nad głową. Nawet gdybyś pałac dostał, to nic by się nie zmieniło, bo z pustką w środku, z brakiem wdzięczności, nie docenisz tego co otrzymałeś, zaczniesz narzekać, że korytarze są za długie i trzeba dużo chodzić, że drewniany parkiet skrzypi, że przestrzeń wolno się nagrzewa itd. Życie z okularami wdzięczności jest o wiele bardziej satysfakcjonujące, warto włożyć je na nos i zobaczyć piękno w tym, co na dany moment dostajemy. W okularach wszystko nabiera większego sensu, a my stajemy się gotowi na pałace. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz