poniedziałek, 24 lutego 2025

Gdy się nie rozwijasz to się zwijasz.

Mocno trzymamy się przeszłości szczególnie gdy w latach, które minęły, często latach młodości, robiliśmy coś, z czego jesteśmy bardzo dumni lub coś, co było niecodzienne, wyjątkowe, czasami godne podziwu lub pozazdroszczenia. Kiedyś myślałam, że dotyczy to zwłaszcza osób, które za młodu uprawiały jakiś sport, trenowały a nawet odniosły sukcesy a teraz siedzą na kanapie i nie pójdą nawet na spacer, lecz nadal z rozrzewnieniem wspominają jak to kiedyś... Myślałam nawet w duchu "jak dobrze, że ja niczego nie trenowałam, bo przynajmniej w wieku 30 plus a później 40 plus mam chęć się ruszać". Okazało się, że to nie jest jedynie domena trenujących a wszystkich, którzy nie mają nowych celów i marzeń, do których chcieliby dążyć. 
Podczas ostatnich rozmów z Mężem wypłynął ten temat. Spojrzałam z boku na to co mówię i okazało się, że sama wracam do przeszłości a moim "uprawianym w młodości sportem" są podróże. Często do nich wracam, bo były dla mnie czymś wyjątkowym, z czego jestem dumna. Pamiętam, jak jadąc na cztery miesiące do Ameryki Południowej słyszałam od niektórych "o, to podróż życia". Buntowałam się wówczas i myślałam "jak to podróż życia, to dopiero początek!". Prawda jest jednak taka, że jak na razie to była faktycznie moja największa i najbardziej niesamowita przygoda. Może okaże się, że to była podróż życia i nigdy nie uda mi się powtórzyć czegoś równie spektakularnego. Czas uzmysłowić sobie i zaakceptować, że obecnie nie jestem podróżniczką. Nie wyjeżdżam na warunkach, na jakich chciałabym wyjeżdżać. Trudno mi to zaakceptować lecz bardzo by to ułatwiło i pozwoliło żyć tym co jest dzisiaj. Przede wszystkim to odcięcie się od przeszłości może być początkiem ku nowym sukcesom. Przecież mogą być to niecodzienne przeżycia w innych obszarach.

Sama w kółko powtarzam, że tu i teraz jest najważniejsze, a okazało się, że moje myśli krążyły wokół przeszłości lub przyszłości, tej nad którą nie ma kontroli. Czas zająć się aktualnym życiem, z tym co mam lub czego nie mam. Oczywiście nie oznacza to, że siedzę i zajmuję się jedynie sprzątaniem domu, pracą czy ewentualnie pisaniem bloga. Trzeba działać, podnosić sobie poprzeczkę i się rozwijać, bo kto się nie rozwija, ten się zwija. Dosłownie się kurczy. 
Jak wiecie chcę się uwolnić od pracy na etacie. Chcę być panią swojego czasu i układać dzień pod siebie, a nie pod narzucone "8-16". Krokiem do wolności będzie niewątpliwie kawiarnia, i tu zapraszam do śledzenia nowości w tej sprawie na fejsbukowym profilu Café na Luzie. Zanim jednak ona powstanie warto zająć się czymś dodatkowym, najlepiej czymś w internecie.
Podobno, przy startowaniu z nowymi pomysłami, powinniśmy zacząć od pytania "co lubię, w czym jestem dobry i czym mogę podzielić się z innymi". Myślałam nad tym "nie od dziś" (i tu wkrada się melodia z Misia Uszatka :D, kto pamięta?) i nie przychodziło mi nic konkretnego do głowy. Głos krytyka podpowiadał, że w niczym nie jestem wyjątkowo dobra, ani nie mam wyjątkowej wiedzy na żaden temat. Zawsze mi się wydaje, że to co ja wiem wiedzą już wszyscy, bo jak można tego nie wiedzieć w dobie internetu ;) Oczywiście nie jest to prawda, bo ludzie interesują się różnymi sprawami i zazwyczaj szukają informacji i wiedzy na temat, który w danym momencie jest im potrzebny. 
Ja zwykle z pomocą przyszedł Mąż, przypomniał, że przecież lubię przyrodę, polne kwiaty, spacery, więc mogłabym to połączyć. Tym razem nie szukałam wymówek, nie protestowałam, po prostu to przyjęłam bo poczułam, że to faktycznie ja.

Z zamysłem dzielenia się kawałkiem siebie utworzyłam nowy projekt na Instagramie pod nazwą: "biegajacapopolach" czyli Biegająca po polach. Jest to profil, na którym pokazuję otaczającą przyrodę, piękno "chwastów", pospolitych pól i łąk. Chcę pokazywać nasze urokliwe okolice w sposób, w jaki je widzę, czyli kolorowo, szczegółowo, magicznie. Mam nadzieję, że zaciekawię Was zdjęciami i filmikami, nakłonię do spacerów i odkrywania piękna w tym, co zwyczajne.

Uczę się też programu do montowania filmów - trudna sprawa - aby wystartować z kanałem na YouTube i promować te piękne tereny, jednocześnie pokazywać jak układać bukiety z tego, co rośnie na łące lub przy drodze. Będę informować, gdy tylko uda mi się wystartować. 

Jednocześnie sporo fotografuję i przeglądam zrobione zdjęcia, ponieważ nadchodzi termin zgłaszania prac na kolejną edycję "Międzynarodowego Przeglądu Sztuki" w Siemczynie, w którym chciałabym ponownie wziąć udział. 

Działam, zapraszam do śledzenia i udostępniania, a przede wszystkim do stawiania sobie nowych wyzwań i urozmaicania codzienności. Niech sukcesy z przeszłości nie przysłonią pięknych rzeczy, które możemy zacząć tworzyć tu i teraz. Niech gdybanie o przyszłości nie paraliżuje dzisiejszego działania. Próbuj, kombinuj, ucz się i rozwijaj.  Podążaj za przygodą zwaną życiem i zobacz dokąd Cię zaprowadzi. A na końcu dowiemy się, które z tych przygód były faktycznie "podróżami życia". 


Liść ze złota
Trójwymiar i złoty liść




sobota, 15 lutego 2025

Rok blogowania za mną a droga do spełnienia marzeń coraz bardziej przejrzysta.

Jedenaście lat temu, dokładnie o tej porze, chodziłam ulicami Kuala Lumpur rozpoczynając moją samotną wyprawę po Malezji i Indonezji


Trzynaście lat temu zostawiłam pracę w banku oraz moje świeżo kupione mieszkanie i przeniosłam się do Wrocławia zmieniając bank na IT a mieszkanie na wynajmowany pokój. To dopiero była dziwna i niepojęta decyzja! Takie miałam wszystko poukładane, stabilna praca, mieszkanie z pięknym widokiem na pół miasta, kredyt bez widoku, ale za to z perspektywą na trzydzieści lat... Wiodłam beztroskie życie, oszczędzając na Nowy Jork i organizując najlepsze imprezy w mieście (takie krążą legendy) dla mojej paczki znajomych. Kiedy wyjeżdżałam, najbardziej szkoda mi było tego grona wesołych i pomocnych ludzi wokół mnie. Mimo tego przyjemnego życia potrzeba wyzwań i dążenia do czegoś więcej była silniejsza.
  
Rok później siedziałam w wynajmowanym pokoju mojej siostry w Wielkiej Brytanii czekając na pierwszą pracę w tym kraju i nie mając pojęcia jaki skok zrobię przez nadchodzące lata. Był to również czas, kiedy rozpoczynałam pisanie tego bloga

Jak się okazuje, na przestrzeni lat, wiele wywrotowych decyzji podejmowałam na początku roku. Takie szalone decyzje, które można by skomentować krótkim "odbiło jej". Teraz również poczułam, że coś mnie nosi, że potrzebuję jakiejś radykalnej zmiany i "odbicia" w stylu "rzuć wszystko i pojedź w Bieszczady". Tak jak pisałam wcześniej, brak słońca wyjątkowo dał mi się tej zimy we znaki i straciłam wenę do działania. Tym razem nie będzie zmiany o 180%, ponieważ mamy określone cele, których chcemy się trzymać. Jedynym szaleństwem, na jaki sobie pozwoliłam i na co Mąż z dobroci serca się zgodził (wiedząc jak mi to potrzebne a jednocześnie jak nie mamy na to środków), było wykupienie lotu na południe Włoch. Za dwa tygodnie lecimy (w końcu!) poszukać słońca we Włoszech i oderwać się od ponurego nastroju. 

Jak to Mąż ostatnio przypomniał "co było a nie jest, nie pisze się w rejestr". Nie ma co wracać do tego co było tylko trzeba działać z tym, co jest dzisiaj. Dlatego właśnie w ostatnich tygodniach ułożyłam mniej lub bardziej konkretny plan, aby przybliżać się do powstania kawiarni, tym samym oddalając od pracy w korporacji. O tym napiszę w kolejnym poście, bo za dużo wątków mam w głowie, a nie chcę wprowadzać chaosu.

Wracając jeszcze na chwilkę do przeszłości, dokładnie przed rokiem postanowiłam reaktywować mojego bloga. (Ten post miał być właśnie o tej rocznicy a wyszły wspominki). Przed wznowieniem, długo zastanawiałam się czy ma to sens, czy będę miała o czym pisać, czy ktoś w tych czasach jeszcze czyta blogi. Obawiałam się, że skoro aktualnie moje życie jest całkiem przyziemne, nie obfituje już w egzotyczne wyprawy czy spektakularne zmiany to, czy jest sens zaczynać i cokolwiek pisać. Wiadomo, strach ma wielkie oczy, a najczęściej boimy się czegoś, co nigdy się nie wydarzy. Cieszę się, że przełamałam te obawy i pisałam. Tematy się znajdują, ponieważ kreatywność rośnie wraz z działaniem, a ludzie czytają. Szczególnie niektóre posty spotkały się z waszym uznaniem, dostałam informację zwrotną, że identyfikujecie się z tym co piszę i moje artykuły do was trafiają. Świadomość, że tym co piszę mogę was poruszyć, dać do myślenia lub nakłonić do wprowadzenia pozytywnych zmian w życie, daje mi największą satysfakcję. Nawet jeśli z czymś się nie zgadzacie i w duchu protestujecie, to jest to moim sukcesem. Przecież na tym powinna polegać zdrowa dyskusja i wymiana zdań. Na wypowiedzeniu swoich poglądów bez przekonywania na siłę, że mamy jedyną słuszną wizję świata. Na otwartości na różne spojrzenia drugiego człowieka. 
Przy okazji, jeśli podobają wam się moje teksty, pamiętajcie proszę o udostępnianiu ich w mediach społecznościowych. Zależy mi na tym, żeby dotrzeć do jak najszerszego grona.
Życzę sobie, aby kolejny rok przyniósł jeszcze ciekawsze tematy i jeszcze więcej satysfakcji, no i oczywiście więcej czytelników.

Tyle wspomnień na dzisiaj. Kolejnym razem będzie o podnoszeniu poprzeczki i nowych projektach.