niedziela, 16 lutego 2014

Początek przygody

Jestem w Malezji dopiero kilka dni, przede mną piąta noc, a mam wrażenie, jakbym była tu któryś tydzień. Ciągle się przemieszczam i pewnie stąd to odczucie. Dopiero J. uzmysłowił mi, że nie muszę się spieszyć, że to dopiero początek wyjazdu. Nie muszę się spinać ani tworzyć szczegółowych planów. Luz, pewnych rzeczy i tak się nie przeskoczy, na przykład rozkładu samolotów czy autobusów.
Pierwsze dwie noce spędziłam w Kuala Lumpur. Przeogromne nowoczesne miasto (żyje tu prawie 2 miliony ludzi), którego najważniejsze punkty położone są na szczęście w dosyć bliskiej odległości, w trzech sąsiadujących ze sobą dzielnicach. Przemieszczanie jest łatwe dzięki kolejce naziemnej , która jeździ co chwilę i jest bardzo tania. Bilet w zależności od dystansu kosztuje od 1 MRY do 2.2. Jeśli chodzi o przelicznik to jest to kolejne ułatwienie dla Polaków, 1ringgit to 1,08 złotego, wiec praktycznie można przyjąć, że płacimy w PLN.

Na China Town dałam się namówić na masaż stóp, po którym czułam się jak nowonarodzona :) Próbowałam rożnych lokalnych przysmaków, głównie tych słodkich jak na łasucha przystało, na przykład kokosowych kulek smazonych na oleju, bananów w cieście albo papai w cieście.
Platforma widokowa na Petronas Twin Towers nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia. Fakt, bardzo wysoko i sama konstrukcja zapiera dech w piersiach jednak widok z niej nie jest piorunujący. Za to z zewnątrz coś wspaniałego, piękny kawał architektury ;)

Parę zdjeć z KL


 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz