środa, 13 listopada 2013

Pecunia non olet

Taka oto sentencja została mi na pamiątkę po rocznej nauce łaciny. Łacina w drugiej klasie liceum, jako przedmiot dodatkowy, z nauczycielem, który nie miał czasu uczyć i wymagać gdyż zajmował się przeżuwaniem chipsów i snickersów. Nie mogłam zrozumieć po co poznawać martwy język i dziwiłam się, że zamiast uczyć się zwrotów typu „cześć, mam na imię...” przerabiamy czytanki o dziewczynie noszącej dzban z wodą. Kiedy przedmiot jest przedstawiony w nieinteresujący sposób a na dodatek sam w sobie jest mało przydatny efekty nauki można podsumować w maksymalnie pięciu zdaniach.
Nie miał to być post o łacinie a o pięniądzach, chociaż łacińskie zwroty pojawiły się przy okazji ;). Pieniądze jak wiadomo nie śmierdzą. Jak to możliwe? Pieniądz ulega rozkładowi, rozchodzi się na boki aby w końcu całkowicie zniknąć jednak zagadkowo na żadnym etapie procesu nie pojawia się smród ;) Pieniądze znikają nie wiadomo kiedy aby pojawić się u kogoś innego, niezmienna cyrkulacja, ciągły balans.

 Na początku listopada zrobiłam kalkulację i przy optymistycznych założeniach (zanim pewne sytuacje przypomniały mi o niezmiennym prawie płynności pieniądza ;) ) doszłam do wniosku, że przez kolejne pół roku będę w stanie nazbierać na wyjazd do Azji. Kwiecień i maj w Azji, oto najnowsza wersja. Na cztery miesiące nie chcę jechać sama. Dwa miesiące powinny mi wystarczyć. Przy dobrych wiatrach gotówki zostanie mi jeszcze na szukanie pracy po powrocie.

 Bilans musi się zgadzać, więc kiedy kupka z funtami rośnie polskie konto drastycznie się kurczy, na dodatek całkiem niepotrzebnie. Parę dni temu, po przeczytaniu smsa nawołującego do pilnego kontaktu z bankiem, weszłam na nigdy nie używane konto. Okazało się, że na karcie kredytowej powstało prawie trzysta złotych zadłużenia. Mniej więcej sto za pisemne upomnienia a reszta za automatyczne przedłużenie subskrycji na stronie internetowej. Jak doczytałam w warunkach korzystania (rychło w czas ;) ), nie wystarczy usunąć konta i swoich danych ze strony, trzeba jeszcze odhaczyć automatyczne odnowienie. Tym sposobem w sierpniu zostałam uszczęśliwiona prawem do korzystania z czegoś co nie jest mi potrzebne. Morał: czytaj dokładnie wszystkie punkty umowy, szczególnie na amerykańskich stronach oraz regularnie sprawdzaj stan konta, nawet jeśli myślisz, że nie dokonywałeś żadnych transakcji. Problem w tym, że nie bardzo mam czas na bawienie się w administrację. I tak na przykład w drugim tygodniu listopada przypomniało mi się, że przecież był poczatek miesiąca a ja nie zapewniłam środków na ratę kredytu mieszkaniowego. Kolejne zadłużenie i niepotrzebne opłaty.

Odkąd spędzam pół doby w pracy i na dojazdach jakość mojego zorganizowania i pilnowania spraw na bieżąco mocno spadła. W dwóch słowach: nie ogarniam ;)

Krótki update: Czas leci tak szybko, że nie wiadomo kiedy spedziłam cztery miesiące w pokoju u Irlandki. Na szczęście po poszukiwaniach, castingach i rozkminach w piątek przeprowadzam się do nowego mieszkania. W końcu udało mi się znaleźć przyzwoity pokój w świeżym mieszkaniu i w rozsądnej cenie. Bez pająków, zgnilizny, smrodu i sklejonej warstwy kurzu. Bałam się przeprowadzać, bo nigdy nie wiadomo jak będzie mi się mieszkało w nowym miejscu, ale duże okno i dostęp do światła przesądziły o wyborze. W Londynie ciężko o mieszkanie na trzecim piętrze z widokiem na park.

Jak obyczaj każe stary... zdjęcia opuszczanego pokoju:


już po zabraniu większości rzeczy