wtorek, 10 grudnia 2013

Liście lecą z drzew czyli podsumowanie listopada.

Listopad był pieknym miesiącem. Drzewa w Anglii dłużej trzymają się jesiennych kolorów, niebo przybiera pastelowe odcienie różu i błękitu, na niebie rozmyte szare chmury. Miałam czas żeby nacieszyć sie tym widokiem i zapomnieć, że nadciąga zima i dni są strasznie krótkie. Nadciągającej zimy nie czuć też podczas urlopu a miniony miesiąc przyniósł niespodziewanie dwa weekendowe wyjazdy w bardzo ciepłe południowe miejsca. Ponad dwadzieścia stopni, kąpiel w oceanie w ostatnich dniach listopada. Świeże, rozpływające się w ustach jedzenie, pachnące morzem powietrze, w jednym miejscu pomarańcze i sosny piniowe, w drugim kaktusy i wulkaniczne rośliny. Krajobraz rajski, krajobraz księżycowy. Słońce, dużo słońca. "Lekarze zalecają: późnojesienne wypady w słoneczne miejsca zapewniają długofalową ochronę przed angielską zimową zgnilizną. " ;)

Urlopy to relaks i dodatkowa, bardzo mi ostatnio potrzebna porcja wolnego czasu. Co robi księżniczkowy umysł, kiedy przestaje się spinać i stresować codzienną bieganiną? Zaczyna tworzyć serię egzystencjalnych pytań strzelając nimi niczym z karabinu. Pociski trafiły w twardą powierzchnię zwaną zastojem, tworząc w niej dziury potrzebne do podjęcia kolejnych kroków. Przez zrelaksowane podziurawione myślami ciało zaczyna przechodzić świeża pachnąca słońcem energia. Pojawia się potrzeba weryfikacji kierunku w ktorym zmierzam. W obecnej chwili czuję, że zmierzam donikąd. Dotarło do mnie (pewnie nie po raz pierwszy i nie ostatni), że Azja to za mało.

Obecna praca mnie ogłupia, zapominam w niej co potrafię i na co mnie stać. Jest dobra dla studentów, który chcą nabrać doświadczenia i poczekać na rozprostowanie skrzydeł. Do tego brak jakiegokolwiek pomysłu na zarządzanie, brak zdroworozsądkowej strategii na prowadzenie kampanii strasznie mnie dobija. Nie znoszę braku informacji lub zmiany frontu raz na tydzień. Myślałam, że będę w stanie przetrwać dojazdy do pracy, jednak czym krótszy dzień tym mniej mam siły na spędzanie prawie czterech godzin dziennie w pociągu i na rowerze. Od połowy lipca nie zrobiłam nic żeby to zmienić. Zbierałam kasę na Azję, ale przecież wyjazd to nie wszystko. Czas się ruszyć i intensywnie szukać czegoś w Londynie i czegoś ciekawego. Poza tym, nawet jeśli zacisnęłabym zęby, odłożyła i pojechała w podróż to pojawia się pytanie czy to pomoże mi w odkryciu co chcę robić i jaką wybrać drogę żeby tam dojść. Raczej nie. Bez działania nie ma rezultatów. Jeśli teraz nie znajdę pracy, którą lubię to będzie mi coraz trudniej i po powrocie będę musiała zaczynac od nowa.

Działanie nie peplanie. To zawsze było moim hasłem przewodnim. Listopad był na odpoczynek, na fotografię, przemyślenia i przeprowadzkę. Oby dwa tygodnie grudnia jakie zostały do świąt były czasem na poważne działanie.

2 komentarze:

  1. Aj Lof Jors posts... Thej ar so najs :) MZ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tenks, kip riding dem tu fajnd aut hał de story kontinjus :P

      Usuń