Od
paru lat nie kupuję magazynów dla kobiet, co roku jest w nich to samo i szkoda
na nie pieniędzy. Po lecie porady w stylu "jak zadbać o przesuszone
słońcem włosy", zimą piszą, gdzie znaleźć idealne prezenty lub co dobrego
ugotować na święta, wiosna to oczywiście czas na gubienie kilogramów po zimie i
rewolucje w szafie a latem wchodzą najmodniejsze bikini i najlepsze kremy z
filtrem. Między tymi poradami wplecione są wywiady z ludźmi "sukcesu"
i tak powstaje magazyn, który w sumie niczego w życiu nie zmienia. Zdecydowanie
wolę przeczytać nawet gorszej jakości książkę, pobudzić wyobraźnię i poćwiczyć
skupianie się na jednej czynności. W lutym chciałam zrobić nową mapę marzeń,
więc potrzebowałam sporo obrazków. A skąd wziąć obrazki, jeśli nie z gazet właśnie.
Mapa wisi już nad moim biurkiem, a ja zostałam ze stosem czasopism i otwieram
szeroko oczy w niedowierzaniu jakie tematy są obecnie na topie.
Pomyślałam,
że miniony Dzień Kobiet to dobra okazja, żeby o tym napisać. To święto kojarzy
mi się z kobiecością, z docenieniem tego jakie jesteśmy wspaniałe i wyjątkowe.
jakie pokłady miłości i troski mamy w sobie, jak z niczego umiemy wyczarować
ciepło, zupę i dobrą atmosferę. Kobiety, tak jak mężczyźni, to piękne istoty,
szkoda tylko, że w dzisiejszym świecie wszystko jest przedstawione na
opak.
Całe
piękno kobiecości zatraca się we współczesnym propagandowym przekazie z mediów
i politycznej nagonce. Podkreśla się w artykułach to jakie kobiety są biedne i
uciśnione, gorzej traktowane i niesprawiedliwie oceniane. Nie znam osobiście
kobiet, które są uciśnione i mają nieszczęśliwe życie dlatego, że są kobietami. A Wy?
Jeśli są niezadowolone to mają pełną moc, aby to zmienić, w końcu sami
sterujemy naszym życiem. Tymczasem mam wrażenie, że namawia się kobiety do
walki, do wystawienia pazurów i atakowaniu każdego faceta jak popadnie. Zbrój
się i idź na wojnę ze swoim największym wrogiem, mężczyzną, sprawcą wszystkiego
co złe na tym świecie.
Pisze
się o rozwodach, zdradach, związkach otwartych, zachęca do szukania kochanków
tak jakby budowanie trwałej i wartościowej relacji wyszło z mody. Po co się
wysilać, dawać coś z siebie, tworzyć coś ważnego z drugą osobą. Może niektórzy
zdziwią się o czym ja w ogóle piszę. Zachęcam do sprawdzenia kilku
przypadkowych artykułów w popularnych serwisach lub obejrzenia pierwszego
lepszego programu czy serialu. Kto ostatnio widział pozytywne historie
opisujące szczęśliwe związki i zadowolone z życia, spełnione kobiety? To nie
jest tak, że takich par i kobiet nagle nie ma, po prostu się tego nie
promuje.
Mówi
się, że my też możemy zostać super bohaterkami, Adasia Niezgódkę zastępuje się
Adą, bo przecież główna rola obsadzona przez chłopca jest niezgodna z aktualnym
trendem, w którym na każdym kroku tworzone są silne role kobiece/dziewczęce.
Rozumiem, że jest to sposób na pokazywanie dziewczynkom, że one też mogą być
pełne supermocy, podbijać i zbawiać świat. Jednak osobiście nie wydaje mi się,
że to najlepszy dobór strategii, ponieważ zamiast skupiać się na naszych
mocnych stronach wysyła przekaz, że mamy być identyczne jak chłopaki. Przecież
kobiety już mają supermoce i tak samo jak mężczyźni mogą wszystko. Jedynie ich rodzaj
jest inny i sposób zdobywania świata nie taki sam jak u męskich bohaterów.
Czemu nie podkreśla się tych wszystkich pięknych cech jakie mają kobiety?
Nie musimy być identyczne jak mężczyźni, dokonywać tego co oni, wojować i
popisywać się mięśniami i siłą. Zarówno my, jak i oni jesteśmy wspaniali w tej
odrębności, wystarczający z umiejętnościami i predyspozycjami jakie mamy. Nic
nie musimy udowadniać.
Czy
nie może już być łagodnych, niewalecznych kobiet, które czują się wspaniale w
swojej skórze i są w pełni świadome swoich słabych i mocnych stron? Czy
wszystkie musimy być wściekłe, wojownicze, pasywno-agresywne i wrogo nastawione
do drugiej płci? Czy wszystkie na siłę mamy udowadniać, że możemy dokonać dokładnie
tego samego co mężczyzna? Wydaje mi się, że obecne przedstawianie kobiet przez
media może prowadzić do frustracji i zagubienia. Coraz częściej stajemy się
Zosią Samosią, gdyż niemodne jest przyznawanie się do słabości. Nie prosimy o
pomoc, kiedy jej potrzebujemy, chcemy być silne, aktywne w każdej dziedzinie,
idealne w każdej z ról. Zapętlamy się w kozi róg, poświęcamy zdrowie,
zapominając o odpoczynku i o nas samych.
Nasuwa
mi się jeszcze jedno pytanie, czy w tej nagonce płynącej z propagandowej tuby
jesteśmy jeszcze w stanie odnaleźć siebie? Taką prawdziwą, spójną ze swoimi
przekonaniami siebie. Czy jesteśmy w stanie odróżnić swoje potrzeby i
marzenia, od tych narzuconych przez media, społeczeństwo, politykę?
Och!
dużo tych znaków zapytania! To bardzo obszerny temat, którego wyczerpać w paru
akapitat się nie da. Chciałam podzielić się moimi spostrzeżeniami i zachęcić do
przyjrzenia się sobie. Zaprosić do poświęcenia czasu na weryfikację swoich prawdziwych
wartości, zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić co jest naszym przekonaniem, a co
zaczerpnęłyśmy z głosów płynących z mediów. To apel, głównie do młodych
dziewczyn, bo pewnie one są najbardziej podatne na wpływy z zewnątrz. Zakładam,
że mając ponad czterdzieści, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat znamy już
siebie i nie dajemy sobą manipulować, chociaż takie zatrzymanie się i krytyczne
spojrzenie na to co do nas płynie jest przydatne w każdym wieku. Tego dystansu
do hałasów społeczeństwa i krytycznego spojrzenia powinno się uczyć dziewczynki.
W
dzisiejszych czasach odwaga bycia sobą jest największym bohaterstwem. Bądźmy
więc bohaterkami i zacznijmy tworzyć nasz własny świat zgodny ze swoim wnętrzem
a nie wnętrzami magazynów.
Zgadzam się ze wszystkim o czym piszesz...🫶👍
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńGłos rozsądku, wreszcie!
OdpowiedzUsuń