wtorek, 1 października 2013

Spokój

Wrzesień jest dobrym czasem aby zacząć coś nowego. Początek roku szkolnego to moment, w którym wracam myślami do postanowień noworocznych, zdaję sobię sprawę, że minęła znaczna częśc roku i pora zweryfikować dotychczasowe postępki. Teoretycznie jestem wypoczęta po lecie i mam dużo nowej energii do działania. W tym roku trochę mniej bo dużą część wakacji spędziłam na podnoszeniu sobie ciśnienia. Niezależnie od wszystkiego wrzesień zobowiązuje do jesiennych porzadków, przede wszystkim w głowie. Spojrzałam na listę sporządzoną w styczniu, na cale jakimi ozdobiłam wyjazd i pierwszy raz od długiego czasu (jeśli nie pierwszy w tym roku) poczułam spokój. Nie dlatego, że udało mi się wszystko zrealizować, nie zdążyłam nawet do końca przejrzeć całości postanowień. Poczułam spokój, ponieważ udało mi się wyłączyć analityczną część umysłu. Uświadomiłam sobie, że przecież nie jest istotne co zrobiłam, jakie punkty mogę odhaczyć, ważne jest, że jestem szczęśliwa.

Jestem szczęśliwa. Zatrzymałam się na chwilę, sporzałam z boku na tą rozpędzoną i trochę oszołomioną dziewczynę. Dotarło do mnie, że pora przystopować.Pomyślałam, że wszystko dobrze się układa i nie powinnam tak pędzić, a już na pewno nie z zamniętymi oczami. Zwalniając dostrzegłam, że jestem na dobrej drodze oraz, że nie warto marnować energii na przyspieszanie pewnych kroków. Po co co chwila się przeprowadzać, po co zmieniać pracę co pare tygodni? Lepiej dać sobie na luz, odpocząć, pozwolić aby sprawy toczyły się swoim tempem. Nie spoczywać na laurach, ale też nie szaleć. Nie rozmieniać się na drobne, ale w spokoju koncetrować się na tym co ważne i drobnymi krokami dążyć do kolejnego wyznaczonego punktu. Nic nie muszę i nic mnie nie goni. Przestałam panikować i wszystko wokół zaczęło układać się w zgraną całość. Adrenalina podniesiona ciągłymi zmianami opadła a ja poczułam ogromną ulgę.

Irlandka nie szaleje, prawie jej nie widuję, grzeje w mieszkaniu, kupiła talerze i na dodatek zaproponowała, że jeśli zostanę to od następnego miesiąca obniży mi trochę opłatę. W pracy wczułam się w nową rolę na tyle, że wszystkie zadania wykonuję na bieżąco a na dodatek wyrabiam maksymalną normę do osiągnięcia premii. Jestem z siebie dumna J Nie tylko zdobywam nowe umiejętności (których przydatność zweryfikuje życie) , ale powstała realna szansa na oszczędzanie.

Morał z całej historii wynika taki: nie ma co się spinać. Lepiej czasami przeczekać i wierzyć, że skoro wszystko jest wynikiem naszych pragnień to prędzej czy później uda się dojść tam gdzie chcemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz