sobota, 25 maja 2013

pudełko czekoladek

Wczoraj niespodziewanie poszłam popływać i przypomniało mi się jak będąc we Wrocławiu szukałam przyjemnego basenu, który nie byłby zatłoczony, obślizgły i spróchniały, na drugim końcu miasta, lub w którym nie puszczaliby okropnej radiowej muzyki z Beti Kozidrak na czele. Basen, w którym można odpocząć od hałasu, korporacyjnych obowiązków i zamętu w głowie. Po szczecińskim, nowiutkim i pachnącym drewnem obiekcie ciężko było mnie zadowolić. Okazało się, że w Londynie dosyć przypadkowo wynajęłam pokój blisko spełniającego moje kryteria basenu, dużego nowo zaprojektowanego parku, w niedalekiej odległości do sklepów spożywczych oraz z bardzo wygodnym połączeniem z centrum miasta. Mieszkam przy małej osiedlowej uliczce, więc jest ciszej niż w wioskowym domu w Bramley położonym przy przelotowej ulicy. A do tego udało mi się wynegocjować kontrakt na trzy miesiące, więc nie będę zobligowana mieszkać tu dłużej w przypadku jakiś nieprzewidywanych zwrotów akcji.
Wracając do tematu, rozluźniając w wodzie mięśnie po taszczeniu talerzy i bieganiu od stolika do stolika zdałam sobie sprawę z tego jak niespodziewanie znalazłam się w Londynie i w samej Anglii. Jeszcze kilka miesięcy temu nie myślałam, że wyjadę za granicę a tym bardziej na Wyspy, które kojarzyłam z przeszywającą wilgocią i szarówką. Cytując złotą myśl Foresta Gumpa "życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co Ci się trafi". Snułam plany o Azji, ale nie zamierzałam pracować poza Polską, sądziłam raczej, że zabiorę oszczędności, spakuję się i ruszę w stronę wschodzącego słońca. Kiedy przyjechałam na Wyspy nie myślałam, że zamieszkam w Londynie oraz że poznam osobę, na której coraz bardziej mi zależy. Taka czekoladka od losu.

Wszystko jest konsekwencją naszych podświadomych pragnień z czego wniosek, że pomysł wyjazdu do pracy kiełkował w mojej głowie od dawna. Pisałam już o tym i myślę, że teoria jest jak najbardziej prawdziwa. Sam fakt, że nie znalazłam jeszcze odpowiedniej pracy w biurze. Nie znalazłam, ponieważ intuicja mówi mi, że wcale nie chcę wracać do korporacji i zajmować się czymś co zupełnie mnie nie obchodzi. Interesuje mnie dostarczanie usług pod warunkiem, że przynosi ono widocznie rezultaty. Widocznym rezultatem jest na przykład zadowolona mina klienta, który wypił właśnie dobrą kawę :) A osoba na końcu linii telefonicznej, potrzebująca danej usługi tylko dlatego, że jest to część jej pracy? W natłoku zajęć czeka sfrustrowana na dostawę, naprawę czy serwis i poganiana przez wskazówki zegara nakręca kolejne osoby.
Cieszę się, że pracuję w kawiarni. Nie jest prosto, ponieważ oprócz kelnerowania muszę też myć naczynia, sztućce, sprzątać, parzyć kawę i przygotowywać tosty. Jednak kiedy przypomnę sobie napięcie i brak satysfakcji jakie czułam pracując w biurze doceniam nawet mycie tych cholernych talerzy ;)
W tym tygodniu po prostu padam z nóg, ale z każdym dniem idzie mi lepiej i coraz bardziej przyzwyczajam się do nowego trybu życia. Trybu, w którym nie ma czasu na sen czy załatwienie przyziemnych spraw. Galopując po Londynie nabieram pewności, że przeprowadzka była dobrym pomysłem :)
Życie pokaże jaką czekoladkę wyciągnę w następnej kolejności.

1 komentarz: