wtorek, 11 marca 2014

Mini przygody


Przemieszczanie się po Bali to prawdziwe wyzwanie. Jeśli nie chcesz lub nie możesz wynająć skutera lub samochodu albo kierowcy z samochodem wówczas czeka cię podróżowanie transportem publicznym, który w niektórych miejscach jest bardzo ograniczony. Nie dość, że nikt nie potrafi udzielić dokładnej informacji o tym czy cokolwiek jeździ z danej miejscowości to na dodatek nie istnieje coś takiego jak rozkład jazdy czy przystanek ( poza naprawdę turystycznymi miejscami). Ja postanowiłam być uparta i mimo trudności łapać pseudo publiczny transport. I tak na przykład przejazd 19 kilometrów z miasta Candidasa do wioski Tirtaganga wymagał dwóch przesiadek. Najpierw jechałam czymś podobnym do dużego busa a później dwiema mini furgonetkami ( w sumie nie wiem jak to nazwać). Miałam szczęście bo bardzo miła Pani jechała w moim kierunku i pomogła mi znaleźć odpowiednie przesiadki i powiedziała, że normalna cena za każdy odcinek to 10.000 rupii czyli 2.6 zł.


Dojechałam do Tirta Ganga gdzie na przeciwko miejsca, w którym się zatrzymałam znajduje się piękny wodny pałac. Nie spodziewałam się, że jest tak wspaniałe miejsce. W ramach kompleksu znajdują się stawy z rybami, fontanny oraz jeden płytki a drugi głęboki basen, obydwa na co najmniej 25 metrów długości. Od właściciela hotelu dostałam cynk, że po 18 oraz przed 8 rano można wchodzić i kąpać się bez opłaty :) Pływanie w pustym basenie otoczonym pięknymi roślinami i rzeźbami, w czystej niechlorowanej wodzie było naprawdę przyjemnym zakończeniem dnia.



Rano wskoczyłam do chłodnej wody a później postanowiłam spróbować dostać się jakoś do oddalonej o 10km położonej na górze świątyni. Jedną z opcji było wykupienie transportu i przewodnika, ale nie musiałam się spieszyć więc mogłam pokusić się o przygodę ;) Zostawiłam plecak w hotelu, stanęłam przy drodze i czekałam. Parę minut pózniej jechałam już do następnej wioski.
Z panią spoglądającą na mnie z podejrzeniem oraz z kurczakami w koszyku :) 5 km dalej zaczęłam wspinaczkę. Dobrze, że nie zdawałam sobie sprawy co mnie czeka bo pewnie nie zdecydowałbym się na tą świątynię. Po 6 kilometrach stromą drogą miedzy wioskami (1h) dotarłam do wejścia przy którym dowiedziałam się, że przede mną jakieś dwie godziny drogi na szczyt. Nie było aż tak źle, tylko pół godziny asfaltówką a następnie godzinę po 1700 schodach... :) Całe szczęście miedzy drzewami bo inaczej roztopiłabym się w połowie.
 
 Świątynia nr 1- początek drogi.
Spotkałam bardzo sympatyczne młode balijskie małżeństwo. Opowiedzieli mi sporo o weselnych i małżeńskich zwyczajach i zaprosili do wspólnej modlitwy na szczycie. Nie wiem czemu, ale było to bardzo wzruszające przeżycie. Może ze względu na piękne widoki albo trudną drogę.




Widok ze świątyni nr 1.






Świątynia nr 3- na samej górze. Lempuyang.

W drugą stronę wynegocjowałam dobrą cenę na podwózkę motocyklem :) Zabrałam plecak i ruszyłam dalej chociaż kąpiel w basenie i widoki na piękne pola ryżowe kusiły żeby zostać jeszcze jedną noc.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz