piątek, 12 kwietnia 2013

Ale ze mnie szczęściara :D

Dzisiaj dostałam mój pierwszy w życiu napiwek! Jeden funt na rozmnożenie :) Cały wynosił trzy funty lecz dzielimy na trzy, dwie osoby serwujące i kuchnia. Napiwki to w tym miejscu rzadkość ponieważ do cen z karty dolicza się dziesięć procent za serwis. Niestety te procenty trafiają tylko do właścicielki. Dlatego tym bardziej się ucieszyłam gdy pod koniec dnia dostałam od kolegi moją część.

Wróciłam do domu, otworzyłam maile a tu kolejna niespodzianka! Tuż po Wielkanocy wysłałam aplikację na stanowisko z językiem polskim. Bardzo znana firma, z siedzibą dosyć blisko mojej wioski co oznacza łatwą przeprowadzkę, do tego w miarę ciekawe zadania i zadowalająca pensja. Dni mijają mi tak szybko, że dawno zapomniałam o tej pracy. W tamtym tygodniu dzwoniła do mnie rekruterka mówiąca po polsku z pytaniem czy mam samochód i wyjaśnieniem, że siedziba firmy jest w miejscu nie objętym transportem publicznym. Połączenie nie było dobre stąd byłam pewna, że telefon jest w sprawie mojej aplikacji. Nie mam samochodu, więc uznałam, że sprawa jest nieaktualna. Dzisiaj okazało się, że sprawa jest jak najbardziej aktualna a tamten telefon dotyczył innego stanowiska. Przejrzeli moje cv i chcą zaprosić mnie na rozmowę. Bardzo proszę trzymajcie za mnie kciuki. Byłoby wspaniale mieć pracę z językiem angielskim i polskim. Mimo usilnych starań nadal nie lubię niemieckiego i każde zetknięcie z nim powoduje dodatkowy stres. Właściwie nie mam nic do niemieckiego, ale w mojej głowie przebywa widmo popełnianych błędów i pewnie stąd te nerwy.

Tak, to po prostu musi się udać. Na pewno się uda :)

Kolejny przykład na to, że nie można denerwować się na zapas. Wczoraj dostałam zaproszenie na rozmowę do firmy pod Oxfordem (jeszcze jedno stanowisko z niemieckim). Mam na nią jechać w poniedziałek. Firma mieści się w wiosce, dojazd jest fatalny a sam Oxford też nie najbliżej. Dzisiaj od rana myślałam czy warto inwestować czas i pieniądze na to spotkanie skoro postanowiłam nie przenosić się do kolejnej wsi i być w obrębie Londynu. Poszłam biegać a dotlenione komórki odłożyły podjęcie decyzji na jutro. Rozwiązanie znalazło się samo i to wcześniej niż założyłam. Jeśli nawet pojadę to tylko dla sportu i aby przy okazji zobaczyć słynny uniwerek. Raczej sobie odpuszczę.


2 komentarze:

  1. Autor: Cudawianka o 01:10

    Coraz później chodzisz spać, ten wpis był jak dotąd 'rekordowy' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, kończę o dziesiątej wieczorem dlatego czynności mi się poprzesuwały. W dzień przed pracą jakoś nie umiem pisać a poza tym wczoraj była wyjątkowa sytuacja, byłam tak podekscytowana niespodziankami, że musiałam się nimi podzielić :)

    OdpowiedzUsuń