środa, 27 marca 2013

Z deszczu pod rynnę? Nie, wszystko w życiu jest po coś :)

Po kilku dniach w nowej pracy dochodzę do wniosku, że mała, kilkunastu osobowa prywatna firma jest jeszcze gorsza niż korporacja. W korporacji jesteś anonimowy, robisz swoje i jeśli masz szczęście to nikt nie stoi nad tobą z batem i nie wytyka błędów oraz nie sprawdza czym się w danym momencie zajmujesz. Wszystko toczy się samo, wystarczy, że wykonujesz dobrze swoje obowiązki i nie ma błędów wykrytych przez klienta czy inne komórki. Raz wdrożysz się w system i możesz przepracować w mniejszym lub większym spokoju kolejne ćwierć wieku. Ma to dobre ale też złe strony. Dobre bo oznacza większy luz, złe ponieważ jesteś oceniany jako zespół, staranie się czy obijanie przynosi podobne efekty. Nikt nie pyta jak sobie radzisz i czy jesteś zadowolony, chociaż to akurat element wspólny dla korpo i małej firmy.

Co jeśli szef siedzi bezpośrednio za Tobą a wszystkie zyski lub straty mają odzwierciedlenie w jego kieszeni? Do tego jest przedstawicielem jakiegoś impulsywnego południowego plemienia (nie mam pewności, ale najprawdopodobniej portugalskiego), nie potrafiącego kontrolować negatywnych emocji. Wówczas nie ma mowy o patrzeniu w sufit albo chociaż sprawdzeniu prywatnej poczty. Zatrudniają za mało osób co uniemożliwia wyrobienie się ze zleceniami w ciągu ośmiu godzin (ośmiu i pół bo przerwy na lunch nikt nie wykorzystuje). Jeśli nie zostaniesz dłużej nikt inny nie zamknie twoich spraw. Podobno (o tym przekonam się dopiero z końcem kwietnia) płacą za każdą nadgodzinę. Dosyć szybko zaoszczędzę na Azję pracując codziennie po dziesięć godzin. Przewiduję, że od jutra nawet więcej.

Jutro startuje oferta na rynek niemiecki a co za tym idzie wszyscy zainteresowani klienci trafią do mnie, ponieważ jestem jedyną osobą, która zna "język wroga". Może przy okazji napiszę na czym polega praca. Otóż polega na kłamstwie i zastosowaniu wyobraźni. O ile na swoją wyobraźnię narzekać nie mogę o tyle kłamać nie potrafię za grosz. Firma umieszcza na Grouponie zestawy wycieczkowe (hotel plus lot) w cenie X. Klient kupuje, cena hotelu jest stała, więc zadaniem pracowników jest znaleźć jak najtańszy lot. Do firmy ma trafić różnica X'a, hotelu i lotu , nie mniejsza niż trzydzieści euro od osoby. Cena jest oszacowana na dany moment co oczywiście oznacza, że kiedy lot zdrożeje musisz stanąć na głowie i nakłonić klienta aby na przykład dopłacił za lepsze godziny wylotu (wyssane z palca) lub przeniósł się do innego hotelu. Jestem dobra w wyszukiwaniu tanich lotów, ale nie było mowy o tym, że jeśli ich nie będzie jedyną opcją pozostanie kłamstwo. Taka to właśnie praca. Blef, ściema, oszustwo. Zarówno w stosunku do klientów jak i do pracowników. Może zacisnę zęby, nabiorę dystansu i jakoś to wszystko zniosę? Może nauczę się kłamać i nie będę niczym przejmować? Mało prawdopodobne biorąc pod uwagę moje silne poczucie sprawiedliwości. Zobaczymy co się wydarzy.

W każdym razie chciałabym kiedyś pracować tylko dla siebie. Bez szefa, bez zasad ustalonych przez kogoś, bez procedur, wymysłów, nielogicznych postanowień. Mam nadzieję, że otworzę kawiarnię, która będzie dobrze prosperować i gdzie będę mogła robić to na co mam ochotę i to co lubię. Obym nigdy nie była szefem traktującym pracowników jak niewolników i swoją własność. Jeśli natomiast nie uda mi się z kawiarnią i miałabym robić coś innego to chciałabym zostać fotografem albo uczyć języków. Mogę też prowadzić kursy z oszczędzania ;)

Nie pomyślcie, że narzekam czy się nad sobą użalam. Niezależnie od warunków jakie spotkałam i tak cieszę się, że tu trafiłam. Dostrzegam wiele pozytywnych aspektów i jestem pewna, że oprócz wiedzy zdobędę też ciekawe doświadczenie, szczególnie to życiowe. Przy okazji zwiedzę angielską wieś i uwiecznię różne zakamarki :)


4 komentarze:

  1. Dokładnie wyraziłaś co sądzę o małej firmie: "Co jeśli szef siedzi bezpośrednio za Tobą a wszystkie zyski lub straty mają odzwierciedlenie w jego kieszeni?" :)
    Lepiej jest, gdy jest kilku (współ)szefów z różnymi temperamentami wtedy się w miarę uzupełniają / korygują wzajemnie.
    Fajne są firmy pomiędzy korpo, a małym startupem - przełożony czuje się jeszcze bezpośrednio związany z firmą, ale kieszeń jest już wspólna, firmowa.

    Blef możesz potraktować jako naukę kunsztu aktorskiego ;)
    A już poważnie, to szef nie wie o social media, że swoimi "oszczędnościami" może reputacje stracić w przeciągu jednego dnia?!

    Trzymam kciuki za Twoje zarządzanie kawiarnią! (Ciekawe jakim będziesz szefem..? ;))

    Kursy z oszczędzania to jest myśl! "Jak mądrze wydać całą kasę na buty, żeby nie przepuścić jej na coś innego" ;P

    Patrząc na bilans mojego konta, to też mógłbym podobne prowadzić, lol ;)
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, we Wrocławiu faktycznie wydawałam mnóstwo na buty, ale jak mam cel to potrafię nic nie kupować, nawet biletów do kina (a wiesz że kino to moje pierwsze uzależnienie :) )
      Jeśli chodzi o social media, w tym wypadku nie można za dużo udowodnić bo klient nie zna prawdziwej ceny. Poza tym jest to raczej jednorazowy zakup, więc nie trzeba dbać o jakość obsługi(tzn według założeń szefa).
      Ps. Ile par butów kupiłeś już w tym roku ? ;)

      Usuń
  2. Zimowe oraz trampki do ćwiczeń, to się liczy jako półtora pary ;P
    Piotr

    PS Dobrze, że zapytała tylko o buty.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobrze, trampki faktycznie prawie się nie liczą :)

    OdpowiedzUsuń