niedziela, 3 marca 2013

czas na zmiany

Pierwszy raz w życiu pracuję na zmiany. Od siódmej do piętnastej lub od piętnastej do dwudziestej drugiej. Najgorsza opcja to skończyć wieczorem i następnego dnia iść na rano. Nie miałabym nic przeciwko zaczynania codziennie o siódmej, nawet jeśli oznacza to pobudkę o nieludzkiej godzinie jaką jest piąta czterdzieści. Dni są coraz dłuższe więc byłoby to idealne rozwiązanie, miałabym całe popołudnie dla siebie.Teoretycznie doba zawsze ma dwadzieścia cztery godziny, ale idąc na popołudniową zmianę rano nie potrafię skoncentrować się na niczym konkretnym bo wiem, że niedługo trzeba wyjść do pracy. Tym sposobem przetracam cały ranek na piżamowaniu. Kawa, poranna dawka internetu, jakieś śniadanie w południe i wolny czas przelatuje przez palce. Natomiast wieczorem wracam przed jedenastą do domu i do drugiej w nocy potrafię przesiedzieć przed kompem, bo przecież trzeba sprawdzić maile, poszukać pracy i tak dalej. Błędne koło.

Czuję, że muszę opracować jakiś system żeby nie marnować połowy dnia a raczej połowy tygodnia. Może dobrym wyjściem będzie wstawanie zawsze o tej samej godzinie niezależenie od zmiany. Codzienna pobudka około szóstej rano. Spróbuję od poniedziałku i zobaczę jaki będzie efekt. Pewnie usłyszę jutro budzik, pomyślę, że mi odbiło i przestawię alarm na szóstą odwróconą. Oby nie.

Doszłam do wniosku, że regularne wstawanie może pomóc przy realizacji kolejnych postanowień z noworocznej listy. Szukanie pracy jest najważniejsze, ale przy dobrej organizacji znajdę też czas na inne rzeczy. Podobno czym mniej ma się czasu tym lepiej można nim dysponować i tym efektywniej działać. Sprawdzimy to w praktyce.

Dodatkowo stworzyłam tabelkę z czynnościami, do których chcę wrócić i miejscem na codzienne odhaczanie czy udało mi się je wykonać. Coś co robimy regularnie ma o wiele większe znaczenie niż coś co robimy od czasu do czasu, więc jest to próba wprowadzenia w życie dobrej rutyny. (Pomysł zaczerpnięty z książki Projekt Szczęście lub ze strony happiness-project.com). Na mnie działa motywująco i pomaga w koncentrowaniu się na rzeczach w danym momencie ważnych. Często kiedy mam trochę wolnego czasu zastanawiam się co ze sobą zrobić, jest przecież tyle możliwości. Wtedy zamiast rozkminiać przez godzinę po prostu patrzę na zestawienie i zabieram się za kolejne zadania, które wykonywane regularnie doprowadzają do konkretnego celu. (Dla przykładu ucząc się codziennie francuskiego będę mogła spełnić kolejne marzenie i zamieszkać w Paryżu.) Pomocne dla osób, które lubią tworzenie planów tak bardzo, że nie wystarcza im czasu na działanie. Lub dla takich z nieskoordynowaną wyobraźnią, które mając wolny dzień obmyślają jak możnaby teraz latać balonem albo wsiąść w pociąg i pojechać prosto pod Wieżę Eiffla... Jeśli masz te dwie przypadłości na raz to tabelka sprowadzająca na ziemię jest niezbędna ;) Stosowałam ją będąc we Wrocławiu, ale później przyszły święta, rezygnacja z pracy, wyjazd i tym sposobem dyscyplina rozpełzła się na wszystkie strony. Lenistwo jak wiadomo nie prowadzi do niczego dobrego.

To co, jutro pobudka o szóstej? Si!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz