niedziela, 17 lutego 2013

Always look on the bright side of life... :)

W piątek dopadł mnie kryzys, spadek formy, który częściowo przetrwał do soboty. Najpierw z powodu referencji, które wydają mi się czymś ogromnie skomplikowanym. W Polsce o referencje od pracodawcy nikt nie dba i właściwie o nich nie pamięta. W Anglii jest to wymóg. Niektóre firmy już od tego odchodzą. Zdają sobie sprawę, że często pracownik sam pisze taką opinię i daje ją szefowi do podpisu. Jednak w mojej pracy awaryjnej referencje są wymagane na papierze i pani z HR jest bardzo zdeterminowana by je otrzymać.

Mam nadzieję, że uda mi się nakłonić moje kierowniczki do poświęcenia mi kawałka dnia i przesłania jakiegoś ładniejszego świstka. W tym miejscu uśmiecham się szeroko i pozdrawiam kierowniczkę A. i kierowniczkę L. :D Bez referencji wrócę do Polski nie odwiedziwszy nawet królowej na herbatce ;)

Chciałabym mieć to już z głowy. Może nie jest aż tak tragicznie skoro na Wyspach pracuje tylu Polaków i mało prawdopodobne żeby wszyscy przyjechali z referencjami.

Będzie dobrze, na pewno się uda.

Zgodnie z sugestią headhuntera zaczęłam przerabiać CV na modłę angielską. Przewertowałam mnóstwo przykładów w internecie, jeszcze więcej profili na LinkedIn'ie i zamiast zabrać się do pracy dopadł mnie dalszy ciąg pesymistycznego nastroju. Doszłam do wniosku, że łowca to jakiś odrealniony człowiek powtarzający piękne pseudomotywujące slogany, których nauczył się na kursie. Bo niby jak mam nie porównywać się do innych i myśleć, że jestem najlepsza, skoro na pierwszy rzut oka widać, że nie mam dużego doświadczenia a to co robiłam mógłby robić prawie każdy. Od razu wyobraziłam sobie, że nigdzie mnie nie zatrudnią, nie dostanę świetnie płatnej pracy i nie zrobię imponującej kariery. Nawet do sprzątania mnie nie wezmą bo nie mam referencji.

Będzie dobrze, na pewno się uda. Kryzys i spadek formy nie są dla optymistów. Przypomniało mi się w porę, że jedyną karierą na jakiej mi zależy jest zdobycie posady prezesa we własnej kawiarni a w Anglii jestem głównie po to żeby zarobić na wyjazd do Azji ;)

Na własną kawiarnię też wypadałoby trochę uzbierać, ale podobnie jak Scarlett O'Hara "nie chcę o tym teraz myśleć. Pomyślę o tym jutro". Życie i tak jest nieprzewidywalne, więc nie ma sensu martwić się na zapas. Co ma być to będzie a będzie tylko lepiej :)



2 komentarze:

  1. Potwierdzam :)
    Znajoma była w Szkocji i w tymże okresie aktywnie słałem jej referencje jako że pracowaliśmy kiedyś razem a bez nich o pracę "ani rusz".

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście zbieranie referencji już prawie zakończone. Mam nadzieję, że w ciągu maksymalnie dwóch dni zdobędę resztę.

    OdpowiedzUsuń