piątek, 22 lutego 2013

Mieszkaniowy luz bluz

Moja siostra otrzymała pocztą dwa ogromne katalogi z Next'a, jeden z ubraniami, drugi z wyposażeniem domu, po kilkaset stron każdy. W twardych okładkach, z kolorowymi zdjęciami i dobrej jakości papierem. Pierwsza myśl: marnują drzewa żeby stworzyć niepotrzebny nikomu katalog. Wszystko by zainteresować klientów swoim towarem, zamącić w głowach i podnieść zyski. Drzewa pewnie urosną nowe, więc tym razem nie zamienię się w ekoterrorystkę i nie napiszę o ich ochronie.

Oglądając pięknie zaaranżowane wnętrza, nowe wystroje i tysiące dodatków zatęskniłam do mojego mieszkania w Szczecinie. Do tego zniszczonego ale własnego mieszkania. Z porysowaną podłogą, farbą odpadającą ze ścian, przedpotopową tapetą, dwiema szafkami kuchennymi i skleconymi z resztek półkami. Do pustki i jednej starej, pamiętającej lata sześćdziesiąte, szafy. Tak wyglądało moje mieszkanie gdy się wprowadzałam i niewiele lepiej w dniu wyprowadzki do Wrocławia. Dużo mu brakowało do doskonałości, ale miało też dobry klimat, jakąś pozytywną energię, która przeważyła podczas wyboru. I ten widok z okna! Na pół Szczecina, jezioro Dąbie i stoczniowe dźwigi. W letnie weekendy lubiłam siadać z kawą na balkonie, opalać się i podziwiać miasto. (Mój współlokator nawet nie wychodził na balkon, po prostu otwierał okno i opalał się leżąc w łóżku. Z dziewiątego piętra już nie daleko do słońca.)

Oczywiście mieszkając tam zgromadziłam trochę rzeczy, cały parapet kaktusów i wygodną sofę, paryskie obrazki, kolorowe kubki i książki. Było bardzo przytulnie i na luzie. Tak, brak remontu wprowadza luz i nieskrępowane możliwości imprezowe. Nie musisz przejmować się zalaną podłogą, kolejną plamą na ścianie, zbitą szklanką też nie koniecznie. Chyba nigdy nie imprezowałam tak często jak wtedy. Każdy pretekst był dobry do zaproszenia gości. Smażenie naleśników, antywalentynkowe single deluxe party czy zalewanie wielkanocnego zająca. Trzeba przyznać, że sąsiedzi też byli bardzo wyluzowani.

Zatęskniłam za dziewiątym piętrem a przede wszystkim za swobodą i komfortem jaki daje mieszanie we własnych czterech ścianach. Przychodzi taki etap w życiu, że chcesz mieć coś swojego. Chcesz robić to na co masz ochotę, zbierać swoje szpargały i poczuć jak kiełkują Ci korzenie. Może już nacieszyłam się tym czasem a może taki etap jeszcze na dobre nie nastał, bo półtora roku po kupnie mieszkania przeniosłam się do Wrocławia. Poczułam, że przeprowadzka przyniesie mi więcej korzyści i będzie początkiem czegoś zupełnie innego. Czułam, że to jakaś niespodziewana szansa, którą warto wykorzystać. Intuicja raczej nas nie zawodzi.

Podążając za intuicją i marzeniami sentymenty trzeba odstawić na półkę. To nie czas na przywiązywanie się do rzeczy, komfort i zapuszczanie korzeni. Jutro przeprowadzam się do Woking gdzie od poniedziałku zaczynam pracę awaryjną. Dzisiaj dostałam potwierdzenie, więc zapinam niewypakowane walizki i jadę. Czas na kolejne zmiany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz