czwartek, 14 lutego 2013

Ironia losu lub dlaczego nie zostałam Twoją walentynką ;)

Nic tak nie porusza naszego zaplanowanego i poukładanego życia jak zakochanie. Sądzę, że jest to jedna z nielicznych okoliczności, na które nie mamy wpływu. Możemy kontrolować w jaki sposób zareagujemy na różne zdarzenia losu. Nie tak łatwo jest tego dokonać, ale na pewnym etapie jesteśmy w stanie neutralizować negatywny wpływ jaki mają na nas wydarzenia albo otaczający nas ludzie.

Ale zakochanie? Pojawia się znikąd, w najbardziej niespodziewanych momentach i nie możemy tego zmienić.
Miesiąc przed wylotem przyjechałam do Szczecina specjalnie na wieczorne spotkanie ze znajomymi z byłej pracy. Z pociągu wparowałam do domu, zostawiłam rzeczy, przebrałam się i równie szybko wyparowałam na imprezę. W miejscu, do którego chodzę tylko przy okazji tych spotkań czyli maksymalnie cztery razy w roku, przy muzyce, do której zazwyczaj nie tańczę, poznałam Jego.
Nie liczyłam na to, że do mnie podejdzie, bo to, że ktoś patrzy w twoją stronę i uśmiecha się do ciebie jeszcze nic nie znaczy. Podszedł i przetańczyliśmy pół nocy. Nie spodziewałam się, że odezwie się na drugi dzień albo kiedykolwiek, bo przecież przetańczenie pół nocy jeszcze nic nie znaczy. Napisał i umówiliśmy się na kawę. I tak spotykaliśmy się przez kolejne dni i tygodnie. Poziom zauroczenia rósł z każdym spotkaniem a uśmiech nie znikał nam z twarzy. Mroźna zima przemieniła się w piękną romantyczną porę z gwieździstym niebem i magicznym śniegiem. Seanse filmowe stały się nagle bardzo inspirujące a zwykłe stare piosenki podrywały do tańca. Noce były krótkie, jedzenie niepotrzebne, zakochanie.

I co?... Ironia losu. Spotkać się w tak niesprzyjających okolicznościach i w tak nieodpowiednim czasie...

Jestem świetna w dorabianiu teorii, którymi tłumaczę sobie otaczający mnie świat. Myślę, że wszystko w życiu dzieje się po coś i każdą osobę spotykamy w pewnym celu. Szukam uzasadnienia za każdym razem kiedy dzieje się coś niespodziewanego, ktoś się pojawia albo odchodzi, coś się zaczyna albo kończy. Rozkminiam, ale jest mi to potrzebne. Tak samo zrobiłam teraz. Stworzyłam co najmniej kilka bardzo racjonalnych teorii aby zrozumieć czemu ta znajomość musiała się zakończyć. Jest tylko jeden problem, nie wierzę w ani jedną.

Zakochanie i rozsądne myślenie jakoś nie idą w parze...

:)

3 komentarze:

  1. Ta historia się chyba tak po prostu nie skończyła?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się skończyła ale jak to mówiła Julia Capulleti "what shall be must be" :)

    OdpowiedzUsuń