poniedziałek, 11 lutego 2013

Gdyby nie der, die, das albo kiełkowanie myśli

Mogłabym wyjechać do Niemiec, szczególnie do Berlina skąd tak blisko do domu, albo do Austrii czy Szwajcarii. Ciężko tam dostać pracę, ale zarobki podobno są niezłe. Tyle tylko, że po ostatnim stanowisku jakoś nie miałam ochoty na kolejne zetknięcie z niemieckim. Niby znam ten język, ale te odstraszające rodzajniki… Może innym razem.
Za to bardzo lubię angielski, styczność z nim i możliwość mówienia zawsze sprawiały mi dużą frajdę. W liceum i na studiach chciałam uczyć się w angielskojęzycznym kraju, ale nie miałam wtedy takiej możliwości. Później wielokrotnie myślałam o wyjeździe do Anglii. Zazdrościłam ludziom, którzy płynnie porozumiewają się w tym języku i sama chciałam dojść do tego poziomu. (Uczucie zazdrości tylko w pozytywnym, inspirującym znaczeniu). I znowu przez parę lat, z różnych powodów, myśl pozostawała tylko myślą, robiąc mi co jakiś czas wyrzuty.

Teraz, kiedy nie jestem niczym uwiązana a do tego okoliczności były całkiem sprzyjające mogłam nareszcie pozwolić jej wykiełkować. Nie chciałam aby przez kolejne lata krążyła po głowie mówiąc „mogłaś spróbować skoro zawsze chciałaś”.

Między innymi dlatego jestem w Anglii.

1 komentarz:

  1. Anglie da sie lubic, nawet mimo deszczu. Najtrudniej jest na samym poczatku, potem wszystko wraca do porzadku ;)

    OdpowiedzUsuń